Forum The Cover Strona Główna

"Śmierć bramą życia"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum The Cover Strona Główna -> Opowiadanie
Autor Wiadomość
Sel
Taki Ktoś
Taki Ktoś


Dołączył: 23 Lip 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Ona

PostWysłany: Sob 10:47, 25 Lip 2009    Temat postu: "Śmierć bramą życia"

Podobno wcale nie takie dobre. Podobno wcale nie ciekawe, chociaż kilku osobą się podoba. Pytanie, co Wy o tym myślicie? Jakieś błędy? Czegoś za mało? Coś bardziej rozwinąć? Pisać, pisać, pisać! (;

Prolog

Chcesz być zawsze młody? Chcesz mieć życie wieczne? Jakieś 'ale'? Tak, tak, brak zbawienia... Na pewno? Oczywiście, z przyjemnością!
Kto by nie chciał usłyszeć takiej propozycji? Kto nie chciałby żyć wiecznie, młodym, zawsze atrakcyjnym? Taaak... Drobne niedogodności nie stanowiłyby przecież problemu. Przenoszenie się z jednego miejsca w drugie, ukrywanie swojego ‘daru’ to przecież nic w porównaniu z korzyściami, jakie niesie ze sobą taka egzystencja! Tylko po jaką cholerę mi te korzyści, skoro nie mogę umrzeć? I nikt nie wspominał, że w tej wyjątkowej umowie są jakieś drobne kruczki. Dopiero potem okazuje się, że co miesiąc musisz się zmieniać.
Szczęście w nieszczęściu? Nie muszę obwiniać siebie ani bliskich o głupotę - nie chciałem tego. Nikt tego nie chciał. Ten szalony, pragnący zemsty mag sam załatwił mojej rodzinie taki żywot. Przez pomyłkę. Ojej, jak mi przykro!
Najpierw, wygnani z Kamelotu, błąkaliśmy się po świecie. Teraz pragniemy odnaleźć Confiliusa. I zabić. A pragnienie zemsty rośnie z dnia na dzień. Cena, jaką przyjdzie mu zapłacić za to, co zrobił tylu niewinnym ludziom, będzie adekwatna do czynu. Cena krwi. Bo rozwścieczony wilkołak wcale nie przypomina milusiego, puchatego wilczka.

Rozdział I

Podmuchy silnego wiatru zrywały przechodniom kapelusze z głów i wyginały parasole, a obfity deszcz sprawiał, że widoczność była bardzo ograniczona. Większość ludzi w popłochu uciekała do jakichkolwiek wnęk, by schronić się przed ulewą, która nagle przybrała na sile. Nikt na nikogo starał się nie zwracać uwagi, przepychając się i klnąc w taki sposób, że niektórzy krzywili się bądź wygrażali pięściami. Nie przynosiło to jednak żadnego rezultatu. Pogoda, jaką zaserwował Kanadyjczykom maj, pozostawiała wiele do życzenia i już kilkanaście minut później niemalże wszyscy byli ze sobą solidarni i w duchu wybaczali nieznajomym takie, a nie inne, zachowanie.
Nieoczekiwanie drzwi jednego ze sklepów mięsnych otworzyły się gwałtownie i ze środka wybiegła niziutka blondynka, marszcząc ze zdziwieniem brwi. Ruszyła przed siebie raźnym krokiem, jakby próbowała kogoś dogonić, przedzierając się przez tłum ludzi nadal zalegający chodniki Vancouver. Przebiegłszy w poprzek ulicę, nie bacząc na poruszające się nią samochody, przebyła jeszcze kilka kroków. Uśmiechnęła się z triumfem i położyła rękę na ramieniu rudowłosej dziewczyny, sprawiając tym samym, iż tamta zatrzymała się.
- Dokąd ci tak spieszno, Ruda? Chodź, wejdziemy do jednej z restauracji i pogadamy.
- Daj spokój, Josie – mruknęła zagadnięta, odgarniając z twarzy mokre kosmyki włosów. – Prędzej dotrę na dworzec, niż znajdę tutaj chociaż odrobinę wolnego miejsca!
- W barze, u tej pokręconej Polki, będzie mnóstwo pustych stolików. Nie daj się prosić!
Josie nie dawała za wygraną, uśmiechając się słodko do przyjaciółki. Lecz doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli Aria Cavendish już coś postanowi, to nawet deszcz meteorytów nie będzie w stanie odwieść jej od postawionego sobie celu. Musiała jednak próbować! Przecież tak dawno ze sobą nie rozmawiały, a tu nagle Los zechciał, by spotkały się w największym mieście stanu Kolumbia Brytyjska. Josephine nie mogła tak po prostu się poddać.
Wzrok Arii mówił jednak sam za siebie, skutecznie pozbawiając blondynkę resztek pewności siebie oraz samozaparcia. I chociaż to zwykle panna Fedler była górą w tej przyjaźni, zdarzały się sytuacje kiedy to od rudzielca zależał dalszy rozwój zdarzeń. Taki moment miał miejsce właśnie w tamtej chwili, kiedy Cavendish nie była w najlepszym nastroju. Na środku chodnika, przy tłumie ludzi, w deszczu. Nie, żeby dziewczynie przeszkadzał deptak, otaczające ją osoby czy woda obficie lejąca się z nieba. Wręcz przeciwnie - miała żal do babci, iż każe jej czym prędzej wracać do Lions Bay, ponieważ po stokroć bardziej wolała zostać w zatłoczonym, pełnym spalin i najróżniejszych osobników Vancouver, niż siedzieć w domu i pilnować młodszego brata.
- Aria?
- Um? A, tak, tak...
- Kocham cię! – wykrzyknęła Josie, zarzucając ręce na szyję przyjaciółki i całując ją w oba policzki. – Wiedziałam, że w końcu mi ulegniesz!
Ruda zmarszczyła brwi, patrząc na stojącą przed nią dziewczynę z nieskrywanym zaskoczeniem.
- Zdebilałaś? – zapytała, pukając się w czoło. – Mam niecałą godzinę, by dostać się do domu, bo babcia, mój wspaniały geniusz, zapomniała zorganizować Lucasowi opiekę. A teraz na mieście są niesamowite korki. No... Chyba, że ja o czymś nie wiem, a ty potrafisz nas obie teleportować! – dodała, przechylając na bok głowę i z uwaga wpatrując się w blondynkę.
- Brawo, mistrzu rozrywki! – odparła sarkastycznie, krzyżując ręce na piersiach.
- A widzisz, bo dla mnie rozkręcenie imprezy to pestka – wtrąciła, kręcąc głową, po czym chwyciła Josie pod rękę i wraz z nią ruszyła w stronę dworca kolejowego.
Dziewczyna w czasie drogi nie zwracała najmniejszej uwagi na protesty przyjaciółki i nie pozwoliła jej wyrwać się ze swojego słabego, acz stanowczego uścisku. Próbowała wytłumaczyć również, że będzie do jej dyspozycji, jeśli tylko zostawi brata u sąsiadów i jeżeli się pośpieszą. Do Josephine jednakże ta propozycja absolutnie nie przemawiała, lecz ciekawość zwyciężyła, ponieważ Fedler chciała dowiedzieć się, czy Ruda wywiąże się z obietnicy. Od lat bowiem próbowała przyłapać ją na jakimkolwiek potknięciu, by wreszcie wygrać zakład, zawarty w wieku przedszkolnym.
Wpadły zdyszane na peron, przepychając się między ludźmi, by jak najszybciej dotrzeć do pociągu, który, jak się okazało, wcale nie szykował się do natychmiastowego odjazdu. Josie, kręcąc z niezadowoleniem głowa, opadła na jedno z wolnych siedzeń, krzyżując ręce na piersiach. Z uporem zaczęła wpatrywać się w punkt ponad głowa Arii, tylko po to, by nie zerkać na przyjaciółkę, która w tym samym czasie wygrzebywała z torby gazetę.
- Odrobinę ruchu wcale ci nie zaszkodzi – skwitowała po chwili milczenia Cavendish, spoglądając znad Timesa na Josie. – Poza tym... Nie widziałaś tych zachwyconych spojrzeń naszych, jakże cudownych, bliźniaków?
Nastolatka, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, momentalnie wbiła spojrzenie w Arię, wyczekując dalszej relacji. Wzrok jej zmętniał, a twarz przyozdobił błogi uśmiech. Z ust wyrwało się ciche westchnienie.
- James wpadł na Evana, nie mogąc przestać podziwiać twoich walorów. A Evan... Cóż, w czasie takiej pogody nie powinnaś nosić miniówek i obcisłych bluzek. Chyba, że chcesz niektórych osobników płci brzydkiej przyprawić o zawał serca... – zakończyła, wymownie spoglądając na mokry, przylegający do ciała Josie t-shirt.
- Ale może jednak coś więcej? – zapytała z nadzieją w głosie.
- Czy ja ci wyglądam na punkt informacyjny?
Josephine odchrząknęła, przygryzając wargę. Zerknęła ukradkiem na Rudą, chcąc sprawdzić, czy nadal czeka na odpowiedź. Ta tylko uniosła brew, uśmiechając się złośliwie, i założyła ręce za głowę, wyciągając wygodnie nogi.
- Zależy, z której strony patrz.... Ała! A to za co?!
- Za niewinność – odparła Aria, wzruszając ramionami, po czym sięgnęła po gazetę, która spadła na posadzkę po zetknięciu z głową blondynki.
Pociąg ruszył, a nastolatki pogrążyły się w zażartej dyskusji na temat mężczyzn. W ostateczności jednak zeszły na temat motocykli, czyli tego, co obie kochały najbardziej. I Cavendish, i Fedler posiadały dwukołowce. Marne, bo marne, ale jedyne w Lions Bay. Nie byłoby to zastanawiające, gdyby nie były kobietami, lecz fakt, iż motory znalazły się w posiadaniu przedstawicielek płci pięknej był co najmniej dziwny dla mieszkańców miasteczka. Starsze pokolenie uważało bowiem, że to, co przeznaczone dla mężczyzn powinno podlegać tylko im, a to, co dla kobiet, kobietom.
Josie i Aria postanowiły sprzeciwić się temu ogólnemu założeniu, a że jednym z ich najniebezpieczniejszych i najbardziej męskich hobby stały się motocykle, zaczęły zbierać pieniądze na zorganizowanie sobie takowych. I gdy w końcu dopięły celu, wszyscy mężczyźni, nieważne w jakim byli wieku, szczerze zazdrościli im pojazdów.
- Myślisz, że któryś w najbliższym czasie sprawi sobie takie cacko? – zapytała Josephine, wychodząc z pociągu. – Miałybyśmy przynajmniej z kim się ścigać...
- Najpierw Gerard musi wymienić mi te cholerne części! – odparła z niezadowoleniem, pchając drzwi wyjściowe z ogromną siłą.
- Jeszcze tego nie zrobił? Och, ileż można czekać na wymianę!
- Kretyn, tłumaczy się niekompetencją dostawcy...
- Faceci! – skwitowała z pogardliwym prychnięciem Josie.
Rudowłosa pokręciła tylko głową, uśmiechając się lekko. Nie zamierzała nic więcej dodawać, uważając, iż na dziś limit tematu mężczyzn został wyczerpany. Przyjaciółki potrafiły godzinami na nich narzekać, co chwila znajdując nowe powody do gardzenia „gorszą rasą”. Nie zmieniało to jednak faktu, iż panienkę Fedler można było nazwać casanovą w spódnicy, ze względu na jej liczne związki. Aria pozostawała wierna swojemu postanowieniu i do tej pory nie związała się z żadnym z facetów. Jednym z wielu powodów takiego postępowania dziewczyny były jej przykre doświadczenia z dzieciństwa związane z płcią przeciwną.
- Wracając do twojego pytania... Myślę, że za jakieś dwa, trzy lata zjawi się u nas ktoś, kogo będziemy mogły nazwać godną konkurencją... – wymamrotała Aria, mierzwiąc sobie mokre włosy. – Ale teraz? Cóż, możemy tylko o tym pomarzyć...
- Dziewczyno, za dwa, trzy lata już nas tu nie będzie! – zawołała przytomnie blondynka, zatrzymując się na środku chodnika.
- I o to chodzi, Josie, i o to chodzi!
Cavendish obejrzała się przez ramię, posyłając radosny uśmiech przyjaciółce. Nie zatrzymała się ani na chwilę, zmuszając ją tym samym do ponownego wysiłku fizycznego. Co prawda Josephine Fedler absolutnie nie potrzebowała żadnych ćwiczeń, ponieważ posiadała idealną sylwetkę dzięki doskonałej przemianie materii, aczkolwiek rudzielec twierdził, iż każdemu zawsze, w każdych okolicznościach przyda się trochę ruchu. Josie, słusznie zresztą, w duchu uważała, że wpływ na takie zachowanie Arii ma nic innego jak zazdrość – Ruda nie należała do osób nadzwyczaj szczupłych. Miała, ku jej ogólniej rozpaczy, w kilku częściach ciała kształty bujniejsze niż niektóre panny.
- No chodź! Jared Leto czeka! – krzyknęła do Fedler, śmiejąc się perliście.

Nerwowa atmosfera panująca w mieszkaniu państwa Devine'ów przekładała się na zachowanie i słowa. Spore wgniecenie w blacie, porwany obrus i zasłony, kilka noży wbitych w ścianę i stek przekleństw, jakimi obrzucali się wzajemnie mogły świadczyć tylko o ogromnej awanturze. Nikt jednak nie domyśliłby się, że każdy z członków tej rodziny próbował jedynie zwrócić na siebie uwagę lub, co dziwniejsze, pomóc. Każdej normalniej pani domu nie przyszłoby nigdy do głowy umyślnie niszczyć sprzęt domowy i pozwalać na to samo swoim dzieciom oraz mężowi. Lecz Ianthe Devine wraz z najbliższymi jej sercu osobami nie byli normalni. Nadludzka siła, wyjątkowa uroda, jaką zostali obdarowani przez „Matkę Naturę”, bijący od nich magnetyzm i niebanalna mieszanka charakterów mogły uczynić każdego człowieka duszą towarzystwa. I tak było w rzeczywistości, aczkolwiek Devine'owie starali się unikać ludzi z sobie tylko wiadomego powodu. Mieszkanie w bloku w najbardziej zatłoczonej części Ontario skutecznie im to utrudniało, tak więc postanowili poszukać domu w małej mieścinie w przyjaznej okolicy...
- Ale będą tam lasy, co? – zapiszczał Boone, tupiąc nogami niczym małe dziecko.
- I dostęp do oceanu! – odkrzyknął Nathan, wrzucając do przenośnej lodówki turystycznej wszystko, co znajdowało się w zamrażarce. – Ile razy będziesz jeszcze o to pytał?! Przez ciebie nigdy stąd nie wyjedziemy. A wieczorem koniecznie musimy być już na miejscu!
- Nate, nie krzycz na brata. Doskonale wiesz, że w tym wieku robienie innym na złość jest wyśmienitą zabawą... – powiedziała łagodnie Ianthe, kładąc dłoń na ramieniu starszego syna.
- Ale mógłby dać na wstrzymanie podczas pakowania. Wszyscy i tak są już wyjątkowo zdenerwowani – odparł, kręcąc z niezadowoleniem głową i rzucając mordercze spojrzenie w kierunku Boone'a.
Przez kuchnię z uśmiechem przeszedł pan Devine niosąc ze sobą dwie ogromne torby. Obie były wypchane po brzegi i nie dawały się do końca zapiąć.
- Zdenerwowany jesteś tylko i wyłącznie ty, mój drogi – skwitował Orson, wracając z przedpokoju, a po chwili dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Poza tym dzisiaj na pewno nie uda mam się dojechać do Lions Bay. Przenocujemy po drodze w lesie. Bez obaw będziesz mógł zapolować.
Chłopak chciał jeszcze coś dodać, lecz ostrzegawcze spojrzenie matki skutecznie go zniechęciło. Zdawał sobie sprawę z tego, iż wyjątkowo dużo już dziś namieszał. Nie chciał sprawdzać na ile jeszcze starczy cierpliwości ojcu. Wzruszył ramionami i powrócił do pakowania jedzenia, odzywając się tylko wtedy, kiedy musiał.
- Tato, tato! A co z jego motorem? – zapytał Boone, idąc za Orsonem do sypialni.
Chociaż lubił denerwować Nathana, dogadywał się z nim świetnie i zawsze wiedział, co potrzeba mu do szczęścia. Według nastolatka kilkunastogodzinne rozstanie z nowym motocyklem wpłynęło tak na zachowanie brata i dopóki ponownie nie wsiądzie na dwukołowca będzie nie do zniesienia.
- Pewnie jest już w połowie drogi do Vancouver... – odparł od niechcenia, przez ramię rzucając blondynowi ciepły uśmiech.

Dźwięk odpalanego silnika motoru wybudził Josie ze snu. Dziewczyna, będąc pewną, że ktoś próbuje wykraść jej motocykl, najpierw wyjrzała przez okno, zakładając w międzyczasie spodnie i bluzę. Jednak to, co ujrzała zbiło ją z pantałyku.
- MTT Superbike... – jęknęła, wpatrując się z rozmarzeniem w lśniący pojazd.
Automatycznie, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, sięgnęła po telefon i wybrała numer Arii. Czekając, aż przyjaciółka odbierze, otworzyła szeroko okno i usiadła na parapecie. Zaczęła zastanawiać się, kto mógł przywieść do takiej dziury coś tak pięknego.
- Aria? – W odpowiedzi usłyszała jedynie niewyraźne mruczenie. – Natychmiast do mnie przyjdź!
- Kretynko, jest druga w nocy! A co się robi o tej godzinie? Śpi. Więc pozostaje zasadnicze pytanie – co ja robię?
- Rozmawiasz ze mną – odparła z przekonaniem blondynka, ponownie wdychając. – A teraz jeszcze dodatkowo do mnie przyjdziesz! – dodała z entuzjazmem.
- Mmm, branoc... – wymamrotała, rozłączając się.
Josephine otworzyła ze zdziwienia usta, wpatrując się w telefon. Nie wierzyła, że Ruda nie dała jej nawet wyjaśnić o co chodzi. Postanowiła jednak ponownie do niej nie dzwonić. Taak, Aria była po prostu nieżywa. Gdyby miała przejść taki kawał drogi do niej, prędzej by się zabiła. Albo najzwyczajniej w świecie usnęła na stojąco, co tak czy inaczej sprowadzało się do pierwszej opcji. Teraz wystarczyło pokładać nadzieję w tym, iż motocykl tak szybko nie zniknie z mieściny i Cavendish będzie miała okazję go jeszcze ujrzeć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sel dnia Sob 10:47, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ensis
Administrator
Administrator


Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 1473
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: On

PostWysłany: Sob 11:11, 25 Lip 2009    Temat postu:

Przeczytam później, ale ten tytuł mi się nie podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sel
Taki Ktoś
Taki Ktoś


Dołączył: 23 Lip 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Ona

PostWysłany: Sob 12:14, 25 Lip 2009    Temat postu:

Tytuł może faktycznie najlepszy nie jest, jednak najbardziej oddaje pragnienie jednego z głównych bohaterów ^ ^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ensis
Administrator
Administrator


Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 1473
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: On

PostWysłany: Sob 14:18, 25 Lip 2009    Temat postu:

Gdy śmierć staje się bramą życia - np tak jest dynamiczniej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulina
Moderator
Moderator


Dołączył: 08 Cze 2008
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:10, 25 Lip 2009    Temat postu:

A ja myślałam już, że to Harley Davidson XD A tytuł rzeczywiście można trochę zmienić.
Pomijam już fakt, że wydaje mi się, że to opowiadanie dotyczy tego co myślę, że dotyczy i wydaje mi się, że mi się to podoba, chyba że.... Chyba że to już będzie moja słodka tajemnica, mam nadzieję, że nie będę musiała jej wyjawić Razz W każdym razie czekam na następny rozdział, a sama wracam do pisania mojego opowiadania, które zapewne pozostanie w szufladzie przez jeszcze spory czas... Chociaż teraz jestem zmotywowana, jak tak dalej pójdzie, to tylko ja mojego skromnego dobytku tu nie przedstawię, ale co poradzisz...
A jeśli już mamy być szczerzy to czegoś mi tu trochę brakuje, tylko nie potrafię powiedzieć czego. Chyba nie jestem najbardziej kompetentną osobą, ale jak już dojdę o co mi chodzi to napiszę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lady makbet
Moderator
Moderator


Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Harakat al-Muqawamah al-Islamija

PostWysłany: Sob 18:11, 25 Lip 2009    Temat postu:

Bawimy się w odcinki? Zgoda, niech będzie.

Powiem tak - popraw sobie trochę stylistykę i składnię,tego typu sprawy trochę Ci utykają. Czasem wystarczy zmienić kolejność wyrazów z zdaniu, żeby pozbyć się niepotrzebnego patosu czy jakiegoś tandetnie brzmiącego nadęto-snobowatego tonu. A czytając Twoje opowiadanie w kilku momentach odczuwałam jakiś ciężar języka,jakbyś chciała dobrać jakieś cinkciarskie słowa,żeby było bogato, a wyszła kupka. Ale wszystko jest do zrobienia;) Język w prologu jest mało literacki. Awangardowy też nie. Na cholerę ta cholera, rozciągnięte "taaaak" i najgorsze - "ojej jak mi przykro". Masz w rękach słowa i możliwość stwarzania,kobito,nie idź na łatwiznę, pogłówkuj trochę, jak można by to powiedzieć inaczej. Nie opowiadasz tej historii w knajpie przy browarze - Ty piszesz.

Co do samej treści - osobiście to trochę wkurza mnie ta słynna maniera, żeby postaci koniecznie miały zagraniczne-egzotyczne imiona i nazwiska a akcja toczyła się gdzieś hen. Ale to moje własne odczucie i ja np. nigdy nie pisałabym o Kanadyjczykach, bo zwyczajnie nie znam ich mentalności, a ja lubię igraszki z kulturą. Ale ok, jeśli chciałaś Kanadę - niech będzie to Kanada. Obcokrajowe laski, ok. No i lala. Zresztą - hą hę - do Twojego opowiadania to ci anglo-ludzie pasują, bo nie zdaje mi się, żeby złapało w którymś momencie europejskiego doła i głębię.

W prologu wyjawiasz nam,o czym będziesz ciągnąć. Podejmujesz jak zwykle kręcący masy temat wilkołactwa, no ok. Też w młodości zgrzeszyłam opowiadaniem o kobiecie-wilkołaku. Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że nie pójdziesz po najmniejszej linii oporu i nie zgwałcisz nas przez oczy jakimiś banałami i stereotypami. No i pokażesz tą wielką wyobraźnię, Sznycelku drogi.

Z tego co przeczytałam wyłonił się typowy serialik bez jaj, taka niemęcząca w żadnym stopniu rozrywka dla nastolatek. Popracuj trochę nad językiem,droga panienko,a potem opublikuj - niewykluczone że trochę kasiory za to natrzepiesz.

A,widzę,że towarzysze czepiali się tytułu. No i racja - co się będę - wyjątkowo zjebany. Taki bez kopa,a tytuł moja Pani, najważniejszy jest.

Ach, jeszcze jedno. Nie odbieraj tego, co piszę, za atak. Po prostu mam takie odczucia, piszę Ci na gorąco co mnie tknęło, użytkownicy tego forum którzy siedzą tu już ze mną jakiś czas wiedzą, że babrać się w gnojkach i innych czekoladkach nie lubię raczej, i owijać, i kręcić (kręcić uwodzić i nęcić: - a nie, to lubię Laughing)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lady makbet dnia Sob 18:12, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sel
Taki Ktoś
Taki Ktoś


Dołączył: 23 Lip 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Ona

PostWysłany: Sob 20:15, 25 Lip 2009    Temat postu:

Czyli pierwsze co, to nad tytułem pomyśleć. W nocy na pewno coś mnie trafi i, mam nadzieję, nowy będzie brzmiał lepiej.
Paulino, następny rozdział wcale zachwycający nie będzie, nawet jeśli postanowię w końcu napisać jego drugą część. Bo akcja i tak zacznie rozgrywać się, jeżeli dobrze pójdzie, dopiero w następnym, trzecim, rozdziale. Smile

Powiem tak, to, co jest tutaj, jest wersją typowo szufladkową. O zgrozo, nawet przeze mnie nie sprawdzaną, z czego dumna nie jestem. Ale wyszło, tak jak wyszło. Prolog jest już niemal w całości zmieniony, nieco dłuższy. Kiedy w końcu się zbiorę i wszystko poprawię, pewnie zamieszczę tutaj jeszcze i tą wersję... Albo wyślę, prywatną, jeśli kogo interesować będzie Very Happy

Kolejna rzecz. Ja okropnie nie lubię, a może nie umiem?, opisywać bohaterów z naszymi, polskimi imionami i nazwiskami. A tym bardziej, kiedy mieszkają oni w Polsce! Co prawda ostatnio coś zaczęłam skrobać, ale tez nie wiadomo do końca co z tego wyjdzie.

Wilkołaki, wilkołaki. Powiedz mi, droga Lady M., czy na półkach księgarni naprawdę jest tak wiele książek o wilkołakach? Zwłaszcza, jeśli porównać to do, chorej już, fascynacji wampirami, którą powoli zaczynam mieć po dziurki w nosie? Wszędzie praktycznie ten sam scenariusz - wampiry piękne, nieśmiertelne z nadprzyrodzonymi zdolnościami... A gdzie wilczki? Gdy już się pojawiają, przedstawiane są jako potwory, z przyjemnością zabijające ludzi, bo nic innego nie potrafią i to im wychodzi najlepiej.
Mam już zarysowany obraz moich wilkołaków, że się tak wyrażę. Jacy będą? W sumie to powinnam wtrącić do pierwszego rozdziału, co też uczynię. Ale, wracając do pytania - będą inni, niż te wszystkie przedstawione dotychczas. Może przy tym zalatywać Meyer, zwłaszcza, jeśli chodzi o wygląd zwierzęcy - ot, zwykłe wilki. Może ciut większe, od tych normalnych. I raczej starające się nie krzywdzić ludzi, bla, bla, bla. Wiadomo o co chodzi. Nie będą jednak wcale takie praworządne i dobre. To byłaby, według mnie, przesada...

Za atak tego absolutnie nie biorę ba!, jestem wdzięczna za tą opinię. Teraz mniej więcej wiem, co poprawić, nad czym popracować i do czego bardziej się przyłożyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ensis
Administrator
Administrator


Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 1473
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: On

PostWysłany: Nie 14:25, 26 Lip 2009    Temat postu:

Fascynacja wampirami rzeczywiście jest chora. Już lepsze wilkołaki. A co do krytyki, to myślę, że bardzo dobrze cały problem bardzo dobrze ujęła Makbet, więc nie będę nic dorzucał, bo w sumie nie ma czego ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulina
Moderator
Moderator


Dołączył: 08 Cze 2008
Posty: 880
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:25, 26 Lip 2009    Temat postu:

I właśnie o ten Zmierzch mi chodziło. Mam nadzieję, że nic z tego nie będzie, Boże broń. Ja tam do wilkołaków czuję sympatię, za to jeśli chodzi o wampiry to pozostanę przy tych z "Nieustraszonych pogromców wampirów".
I jeszcze może na twoim miejscy troszeczkę urozmaiciłabym opisy miejsc etc. Jak cośtam wygląda, ale może to tylko moje odczucie. Sama wręcz nie znoszę takiej dłużyzny ciągnącej się przez kilka stron, chyba, że ktoś już ma talent, wiec spróbuj. Chyba, że wszyscy to odradzą i się okaże, że to tylko moje dziwne odczucia Wink
A ja sama również nie lubię pisania opowiadań, którego akcja dzieje w Polsce, ale tak już mam i przykro mi ale nie wiem dlaczego Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lady makbet
Moderator
Moderator


Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Harakat al-Muqawamah al-Islamija

PostWysłany: Nie 17:56, 26 Lip 2009    Temat postu:

Sel - co jest przepierdzielone w duszy Polaka i kraju w którym żyje, że tak wstydzi się swoich korzeni? To takie ogólne spostrzeżenie jak sobie patrzę na młodziaków w moim kraju i sposób, w jaki wypowiadają się o Polsce. Głupi trochę ten nasz naród. Ale nie jest tak najgorzej. Anglik czy Francuz nie wstydzi się swojego pochodzenia, a jest milion razu durniejszy od przeciętnego Polaka. No. Ulżyłam se ;p

Wilkołaki, wampiry, wiedźmy, ghule, topielce, strzygi... - to wszystko jedno i to samo. Osobiście uwielbiam takie ludowe upiory - szczególnie słowiańskie (mamy ich najwięcej zresztą). Mnóstwo się o nich już gadało, pisało itd itp. I po jakimś czasie przestały być straszne, a ciągłe odgrzewanie w kółko tego samego stało się po prostu nudne. Stąd dynamiczna ewolucja pojęcia np. wampira w XX i XXIw. Żeby przestraszył współczesnego. Albo i nie przestraszył, ale nie był przestarzały i archaiczny (żeby sobie zobrazować co ja tu piszę, należy włączyć sobie któregoś z "Nosferatu", najlepiej "Symfonię Grozy", chociaż "Wampir" też niczego sobie, i ani razu się nie uśmiechnąć ;p). Jeden z moich lubych książkopłodów, Sapkowski Endrju potrafił - u niego wszelakie straszydła przeżywają renesans. Wampir Regis jest po prostu zajebisty i po kolei obala wampirze stereotypy. Chodzi mi mniej więcej o to - żeby pojęcie wilkołaka u Ciebie nie było wtórne.

Czy jest tego wiele, znaczy książek o wilkołakach? No...mniej więcej tyle, co o wampirach. Wprawdzie wilkołaki nie doczekały się swojego Draculi, ale duużo książek i opowiadań jest im poświęconych. BTW - kochanie, wilkołaki zawsze były potworami pożerającymi ludzików, taka już natura, wampir to de facto człowiek, wilkołak to zwierzę. Trochę sztuczne byłoby usilne wciskanie mu potulności. No ale co kto lubi. Pogrzeb sobie trochę po jakichś tekstach medycznych - znajdziesz sobie genezę i wampirów, i wilkołaków. Łatwiej będzie Ci zrozumieć sposób ich przedstawiania i będziesz mogła zaszpanować w swoim tekście;)

Analogie do "Zmierzchu"? A weźcie się wszyscy ugryźcie - już mam dość spłycania i porównywania wszystkiego co zostało napisane o wampirach do tej debilnej książki (sagi). Nie możecie porównywać do nie wiem...Rice?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lady makbet dnia Nie 18:00, 26 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ensis
Administrator
Administrator


Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 1473
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: On

PostWysłany: Nie 19:14, 26 Lip 2009    Temat postu:

A ja nawet mam zamiar coś od tej pani poczytać, bom ciekaw, a "Zmierzch" jest tak powszechny, że po prostu najszybciej rzuca się "na klawiaturę" ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum The Cover Strona Główna -> Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin